Po miesiącach nicnierobienia wpadłem na idiotyczny pomysł
i pojechałem w GÓRY. „Szaleństwo!!!” pomyślicie „w góry?
I to jeszcze w czasie wakacji! A gdzie czas na plażowanie i grillowanie???”
zapytacie. Ale coż - tak sobie właśnie ubzdurałem. Trzeba się było rozgrzać...
Pojechałem do Zakopca w piątek po południu. Na tabor w dol. Rybiego Potoku
dotarłem ok. 20. Potem kolacja, herbatka we wspinaczkowym towarzystwie
i spanko. Rano pobudka o 4.30, o 5.30 wyjscie. Cel: Rysy.
Plany zmieniłem nad Czarnym Stawem, kiedy po raz pierwszy schlastał mnie
grad. Nie chciało mi się leźć na ten pagórek po raz któryśtam, żeby nic
nie zobaczyć. Poszedłem za to na Szpiglasową, gdzie zostałem ukarany za
swoje cwaniactwo znad Czarnego przez jeszcze bardziej chlastający grad.
Potem powrót na tabor drogą okrężną (przez Piątkę i Świstówkę), pakowanie
betów, obiadek i zejście na dół. Szybki powrót do Krakowa.
Za stary jestem na plątanie się po górach w taką pogodę. W przyszły piątek
jadę nad morze, pogrzać tyłek w piasku...
pozdrawiam
pt
|