Kolejny
Rajd I Roku - tym razem pod hasłem "kRok po kRoku czyli rajd I roku"
- odbył się w czwarty łikend października (24 - 26), w Nieznajowej, w
Beskidzie Niskim.
Nocowaliśmy
w chatce w Nieznajowej koło Krempnej w starej leśniczówce, w nieistniejącej
już wsi nieopodal Wisłoki.
Chatka turystyczna znajduje się na terenie utworzonego w 1995 roku Magurskiego
Parku Narodowego.
Po około 3 godzinach jazdy busem wysiedliśmy o zmroku w bliżej nie określonej
wsi, skąd udaliśmy się w kierunku chatki, aby do niej dotrzeć, z wielką
frajdą zabraliśmy się do pokonywania kolejnych potoczków pilnie wypatrując
pochowanych pod wodą kolejnych kamieni tak aby dotrzeć na drugi brzeg
stopą umownie zwaną suchą.
Jednak nie wszyscy zawzięcie szukali kolejnych kamieni [patrz Zizi] a
niektórzy nawet porzucali pomysł stanięcia na wystającym ponad powierzchnię
wody głazów ;)
Podeszliśmy do tego zadania tak ambitnie, że przekroczyliśmy nawet o 2
za dużo, ale co tam!
Po trwającej kilka chwil próbie dopasowania kluczy do właściwego budynku
zajęliśmy się rozpalaniem ognia, przygotowywaniem posiłku, suszeniem ubrań;
w chatce panują warunki turystyczne, nie ma prądu, woda jest w studni
i w pobliskim strumieniu a wieczory spędza się przy świecach. Władzę absolutną
w Chatce sprawuje Chatkowy [Jego decyzje są ostateczne], którego jednak
nie zastaliśmy.
Po zapełnieniu pustych żołądków pokarmem zabraliśmy się do przygotowywania
legowisk, oczywiście największe wzięcie miały pomieszczenie ogrzewane,
niemniej jednak znalazło się kilka osób które w sposób dobrowolny zdecydowały
się spędzić noc w pomieszczeniach o niższym standardzie termicznym czego
bezpośrednim następstwem była konieczność zaimportowania kilku źródeł
ciepła zza ściany [źródła ewidentnie nieprotestowały a przypuszczam nawet
ze niektóre z nich były dość zadowolone z zaistniałej sytuacji].
Noc upłynęła szybko, zapasy skończyły się jeszcze szybciej - dlatego z
samego rana dwójka śmiałków wybrała się do pobliskiej [?] wsi w celu zaopatrzenia
reszty uczestników w to co niezbędne.
Niestety - chcąc jak najefektywniej wykorzystać pojemność plecaków - nie
zabrali ze sobą mapy, co jak przypuszczamy było główną przyczyną ich późnego
powrotu, jednak wyczekiwaliśmy ich wiernie i uradowaliśmy się przeogromnie
usłyszawszy charakterystyczne dla powracających odgłosy.
Reszta uczestników podzieliła się na dwa obozy: wyprawowo-edukacyjny i
turystyczno-poznawczy.
Pierwszy, pod przewodnictwem Jasia wybrał się prosto na wschód, tkwiąc
w przekonaniu, że tam musi być jakaś cywilizacja. Rozpoczęliśmy od ostrego
podejścia w górę, poznawaliśmy zasady orientacji w terenie z zastosowaniem
GPSa; następnie zwiedziliśmy nieczynne dymarki oraz zabawiliśmy się w
mysie-patysie.
Obóz drugi nastawił się na zwiedzanie turystycznych atrakcji okolicy:
"Zaczęliśmy również od wyżej wspomnianych "dymarek". Następnie
po po pokonaniu kolejnego brodu zapuściliśmy się w baardzo błotnistą dolinę,
po której przebyciu mieliśmy okazję napotkać m.in. stadko zabłąkanych
zapewne owieczek. [bo jak mówi przysłowie ludowe - kto pasie po Michale(29.09),
nie wraca na hale...] Teraz czekała nas stricte krajoznawcza część wędrówki.
Najpierw klasyczna zachodniołemkowska cerkiew w Krempnej zachwyciła nas
swoją urodą, potem odpoczęliśmy trochę w klimatycznej wiejskiej knajpie.
W drodze powrotnej zaszliśmy jeszcze do cerkiewki w Świątkowej Małej.
Zachodziło już słońce, kamienne łemkowskie krzyże rzucały długie cienie,
a przy drodze rozpadały się stare chyże... "
Kolejna noc, w powiększonym składzie, rozpoczęła się niezbyt udanymi próbami
liczenia, ot tak, udało nam się doliczyć do 37 - warunki panujące w chatce
nie sprzyjały koncentracji...
Niedzielny poranek to śniadanie, sprzątanie oraz marsz na spotkanie z
zaznajomionym kierowcą busa,
powróciliśmy do Krakowa uśmiechnięci i wypoczęci ;)
nie ma to jak górskie powietrze...
Maciek
|